Tego o mnie nie wie chyba nikt.
Nie pamiętam kiedy to było i gdzie, pamiętam natomiast który obraz sprawił, że zainteresowałam się twórczością Edwarda Hoppera.
„Nighthawks”- jedno spojrzenie na ten obraz i zaczęłam szukać twórczości artysty, którego wcześniej nie znałam.
A to co znalazłam niezwykle mi się spodobało.
Obrazy Edwarda Hoppera są niedopowiedziane, lekko odrealnione, pozostawiają miejsce dla widza, dają mu dużo swobody w interpretacji.
Edward Hopper to jeden z najwybitniejszych amerykańskich malarzy.
Urodził się 1882 roku w Nyack w stanie Nowy Jork.
To w Nowym Jorku mieszkał i tworzył przez większą część swojego życia.
Począwszy od lat 20-tych XX wieku tematykę jego dzieł zdominowało współczesne, amerykańskie miasto i jego mieszkańcy.
Hopper malował przedstawicieli klasy średniej, sekretarki, urzędników, klientów sklepów czy barów oraz dojrzałe kobiety w pokojach hotelowych.
Hopper malował historie, ale bez narracji, z wyraźnie zaznaczonym marginesem na interpretację, z wielkim znakiem zapytania. Jeżeli pojawiały się relacje między ludźmi – zawsze były niejasne, trochę melancholijne.
Kiedy mężczyzna okazuje kobiecie zainteresowanie w letni wieczór na werandzie, ona zdaje się być gdzie indziej, daleko („Letni wieczór”, 1947).
Moimi ulubionymi natomiast są obrazy, które przedstawiają nadmorskie miejsca i sytuacje, są pełne pięknego
i ciepłego światła. Zdecydowanie bardziej optymistyczne od tych z Nowym Jorkiem w tle.
Przez całe życie Hopper nie zrobił nic, by wzbudzić zainteresowanie swoją osobą. Nie uczestniczył aktywnie w życiu artystycznym, swoją twórczością nie wytyczył żadnej nowej drogi.
Szedł ścieżką realizmu konsekwentnie i bez rewolucyjnych zmian. Nie eksperymentował, nie budził kontrowersji,
nie wyprzedził swojej epoki.
Jego życie prywatne również nie wprawia w osłupienie – w niczym nie przypominał wiecznie rozdartego uczuciowo, romansującego na prawo i lewo Picassa, klepiącego biedę Edwarda Moneta, depresyjnego Francisa Bacona ani zmagającego się z epilepsją i chorobą psychiczną Vincenta Van Gogha.
Wiódł spokojne życie, miał jedną żonę i nigdy nie musiał obawiać się o to, czy starczy mu do pierwszego.
A mimo to, należy do jednych z najbardziej cenionych artystów XX wieku. Kochają go nie tylko krytycy, ale przede wszystkim zwyczajni ludzie, którzy w jego obrazach odnajdują samych siebie, swoje rozterki, smutki, swoją własną melancholię.
Po jego śmierci żona – malarka Josephine Nivison – przekazała całe jego archiwum Whitney Museum Of American Art. Prace artysty rzadko są wypożyczane poza Amerykę, dlatego każda europejska wystawa jest wydarzeniem, rzadko też pojawiają się na aukcjach. Obraz „Hotel Window” w 1957 r. został sprzedany za równowartość dzisiejszych 50 tys. dolarów, a już w 2006 r. na aukcji Sotheby za – bagatela – 26,89 mln dolarów.
Co prawda w tej chwili nie dysponuję taka gotówką, ale wiem który zawiśnie u nas w domu:)
6 Comments
Rusty
Kobieta w czerwonym kapeluszu na tle Battersea to nie Hopper, tylko całkiem współczesny szkocki malarz Jack Vettriano.
Simply My Style
Zgadza się Rusty, to „Just Another Day” Jack’a Vettriano. Dziękuję bardzo za czujność i zwrócenie uwagi. Nie wiem jak ta ślicznota zaplątała się do Edwarda Hoppera. Cóż, mam bałagan w folderach.
sloiczekczytubka
Ja też jestem urzeczona Hopperem 🙂
Simply My Style
Ja mam do niego bardzo sentymentalny stosunek, gdy tylko patrzę na jego obrazy przypominają mi się dwa cudowne lata, które spędziłam w USA w tym w Nowym Yorku i na Cape Code właśnie.
Pozdrawiam
Marta
Ależ bardzo proszę:). To nie koniec o Hopperze….mam jeszcze jeden pomysł.
homelikeilike.com
Bardzo Ci dziękuję za ten wpis! Nie znałam Hoppera, jego twórczości ani jego historii. Piękne obrazy!